CAMINO 2024 – Droga Św. Jakuba

O Drodze Św. Jakuba pierwszy raz usłyszałam jakieś 20 lat temu. Pomyślałam wtedy „fajna sprawa, może kiedyś uda mi się przejść tę drogę”.
Ale czas płynął i temat zszedł na dalszy plan. Kiedy trzy lata temu otrzymałam muszlę Św. Jakuba, na znak, że teraz moja kolej pielgrzymowania, temat Camino wrócił ze zdwojoną siłą.
Nie musiałam długo czekać. We wrześniu Ks. Zygmunt ogłosił, że wybiera się na szlak Św. Jakuba i czeka na chętnych, którzy będą z nim pielgrzymować. Nie zastanawiałam się ani chwili, to był ten moment, idę…

Pełna entuzjazmu i radości rozpoczęłam przygotowania… buty, plecak, kijki, a także treningi, na które zawsze brakowało czasu. Czas wymarszu zbliżał się nieubłagalnie i wtedy pojawiły się pierwsze rozterki, czy aby na pewno dam radę, idzie mocna grupa, wszyscy wysportowani, przeszli wiele km, ale motywacja i intencje, które chciałam zanieść do Św. Jakuba były silniejsze. IDĘ!

22.06.2024 – ta data zostanie ze mną już na zawsze, wyjazd na lotnisko, przylot do Porto, zakup paszportów, do których wbija się pieczątki ze szlaku i na podstawie którego otrzymuje się certyfikat przejścia drogi Św. Jakuba, krótki odpoczynek i w kolejny dzień startujemy.
Wczesnym rankiem Msza Św. odprawiona przez ks. Zygmunta i w drogę.
Nasza trasa to Camino Portugalskie, które rozpoczynamy w Porto w Portugali zatrzymując się na nocleg w: Povoa de Varzim, Chafe, Seixas, Tui już po stronie hiszpańskiej, Redondela, Briallos, O’Faramello, Santiago, Fisterra.

Dzień za dniem, kilometr za kilometrem. Droga piękna i bardzo urozmaicona. Czasem w upalnym słońcu, czasem z ożywczym wiaterkiem, wybrzeżem oceanu, ścieżkami leśnymi, mijając po drodze miasta, urokliwe wioski i przepiękne widoki, idziemy do Św. Jakuba niosąc w naszych sercach swoje intencje i tych wszystkich, którzy nam je powierzyli. Drogę wskazywała nam muszla na słupkach albo żółta strzałka, drogi nie da się pomylić. Codzienna Eucharystia sprawowana, czy to w kaplicy, czy w pokoju, czy w przepięknych plenerach, dodawała sił na kolejne kilometry pielgrzymowania. Cel był coraz bliżej, ale przychodziły momenty zwątpienia, kryzysu, łez, „już nie daję rady, nie zrobię ani jednego kroku”, pęcherze na nogach nie uprzyjemniały marszu, plecak ciążył okrutnie, ale modlitwa dodawała sił. Moim mottem zostały słowa jednej z pielgrzymek do Częstochowy – „Nie ma bólu, nie ma chwały”. W najtrudniejszych momentach Pan Jezus brał nas na ręce i niósł na swoich ramionach. Jak powtarzał ks. Zygmunt: „to nie droga jest trudnością, ale trudności są drogą”.
Ostatni kilometr jaki pozostał do przejścia na plac Św. Jakuba okazał się dla mnie najtrudniejszy, ale jest ….. udało się!

Jesteśmy u celu, radość jaka przepełniła moje serce mieszała się ze łzami wzruszenia 
i niewymownego szczęścia, że udało się pokonać 275 km, ale przede wszystkim, że udało mi się pokonać własne słabości, rozterki, ból. Nogi, plecy i odciski przestały boleć…
Msza Św. w Katedrze Św. Jakuba, modlitwa przy Jego grobie, odbiór certyfikatów potwierdzających nasze pielgrzymowanie i …. Koniec.

Kolejny dzień spędziliśmy na Przylądku Fisterra, tzw. Końcu Świata. Był to dzień przeznaczony na regenerację, odpoczynek, a także na podsumowanie i refleksję nad tym,
czy było warto. Czy było warto się tak trudzić?
Camino nie da się podsumować żadną, najpiękniej ubraną w słowa czy w zdjęcia relacją.
To trzeba przeżyć, tam trzeba być, żeby to poczuć.

Camino było dla mnie bardzo intymnym przeżyciem, było czasem wyciszenia, głębokich przemyśleń, czasem bez telefonu, bez telewizji, oderwaniem od biegu codziennego życia.
Było także spotkaniem z drugim człowiekiem, czasem na wspólną rozmowę, modlitwę, refleksję.
Ktoś mnie zapytał, czy poszłabym jeszcze raz – moja odpowiedź – nawet jutro.
Codziennie dziękuję Panu Bogu za ten czas łaski, za to, że dał siłę do przejścia, że mogłam dotrzeć do Św. Jakuba, zostawiając na ołtarzu wszystkie intencje, z którymi pielgrzymowałam.
Dziękuję Ks. Zygmuntowi, za to, że był, za odprawione Msze Św. za życzliwość, troskę, za to że był „motorem” naszego pielgrzymowania. To on mi powiedział „jak nie spróbujesz to się nie dowiesz, czy dasz radę, idź!”.

Dziękuję ludziom, z którymi dane mi było pielgrzymować. Cudowne osoby, które zawsze, 
w każdej sytuacji służyły pomocą, dobrym słowem, przysłowiową szklanką wody, mimo, że im też było trudno, też nogi bolały, odciski dawały popalić, plecak ciążył. Przez 12 dni byliśmy jedną rodziną.
Dziękuję wszystkim za życzliwość, za piękne przywitanie, a przede wszystkim za Waszą modlitwę, bez niej ta droga była by o wiele trudniejsza. 
Moje Camino trwa!

 


 

Jeżeli czegoś chce się bardzo w swoim życiu, o czymś się marzy, to się to spełnia. Przynajmniej tak się mówi. I tak też się stało w moim przypadku. Pomimo, że cała sytuacja do teraz wydaje się mi pięknym snem to jednak działo się to naprawdę. 22 czerwca 2024r. wysiadłam z grupą 9 osób na lotnisku w Porto. Wszyscy razem mieliśmy jeden cel… spotkać się ze św Jakubem w Santiago de Compostela i zanieś mu pieszo wszystkie nasze prośby i podziękowania.

Odebraliśmy paszporty pielgrzyma w katedrze w Porto w których później dokumentowaliśmy wbijanymi kolejnymi pieczątkami całą naszą trasę, a następnego dnia wczesnym rankiem ruszyliśmy na szlak. Szlak, który oznaczony żółtymi strzałkami i znakiem muszli św. Jakuba prowadził nas w nieznane ale na pewno wyznaczał kierunek do Santiago de Compostela. Piękno przyrody, uprzejmość miejscowych ludzi i bijąca od nich radość to coś, co spotykaliśmy na każdym kroku naszego pielgrzymowania i w Portugalii i w Hiszpanii. Cisza i spokój towarzyszyły nam od rana do wieczora. I żeby nie było zbyt pięknie, to w tej pięknej scenerii pojawiły się pierwsze trudności. Najpierw jeden bąbel na stopie, potem drugi i trzeci …. do tego bolące nogi i kolana. Jakieś pojedyncze łzy i zwątpienia. I gdyby nie siła w całej grupie, która motywowała do dalszego działania to mogłoby być chwilami ciężko. Te małe problemy i radości przez wszystkie dni pielgrzymowania spowodowały, że staliśmy się sobie bardzo bliscy. Każdy o każdego dbał i chyba dobrze nam z tym było.

W ósmym dniu naszej wędrówki dotarliśmy do celu. Stanęliśmy przed potężną katedrą w Santiago de Compostela i z radości nie mogliśmy uwierzyć że to już, że po przejściu 275 km jesteśmy u celu. Łzy radości, spontaniczny taniec czy podskoki do samego nieba to nasze reakcje na to, że wreszcie będziemy mogli uklęknąć przed św. Jakubem i podziękować mu za bezpieczne przebycie całego szlaku z Porto. Odebrany certyfikat, który potwierdził przejście szlaku św. Jakuba stał się dla nas w tym momencie najważniejszym dokumentem. A potem jeszcze piękna msza w katedrze, gdzie ksiądz Zygmunt wraz z innymi księżmi z różnych krajów uczestniczył w koncelebrze oraz majestatycznie rozkołysane ogromne kadzidło, które uwieńczyło pełną wzruszeń eucharystię.

W kolejnych dniach zobaczyliśmy jeszcze piękny zakątek Hiszpanii – przylądek Finisterra. To tutaj uczniowie św. Jakuba mieli dotrzeć, by otrzymać pozwolenie na pochowanie jego ciała w Santiago de Compostela. To na tym przylądku na “końcu świata” znajduje się końcowy słupek, który wskazuje 0 km szlaku Camino de Santiago. Plaże w tej miejscowości obfitują w ogromne ilości muszli, które są symbolem szlaku św. Jakuba. Każdy z nas zabrał parę muszelek, aby mieć pamiątkę naszej wspólnej wędrówki. Po 12 dniach pielgrzymki wróciliśmy do domów.

W naszych sercach zamieszkała ogromna radość i zadowolenie z dokonania tego co na początku wydawało nam się prawie niemożliwe. Myślę, że nowe znajomości i przyjaźnie, które się zawiązały między nami zaowocują nie jedną jeszcze wyprawą na chwałę Boga. Dziękuję księdzu Zygmuntowi za zorganizowanie całego wyjazdu i opiekę nad nami. Dziękuję za całą naszą „wzorcową” grupę. Św. Jakubie dziękuję za możliwość bycia na szlaku, który zaprowadził mnie do Ciebie!

 

 

 

Lista telefonów kontaktowych

Telefon stacjonarny:

📞 32 215 70 83

W sprawach nagłych:

📞 600 150 014